Tym razem padło na mnie. Czekałam na tę chwilę cztery dni.
Cztery długie wieczory wypełnione ciekawostkami o lokomotywach. Młodszy nie odpuszcza, interesuje go tylko jedno. Mallard, Big Boy,
1825 rok, 200 km/h, Stephenson, tendrzak, Borsig - mam głowę pełną informacji,
codziennie czytam "Wielką księgę pociągów", "Wielką księgę
wielkich lokomotyw", "Głośny pociąg" i "Maltankę". Marzę
już o książce z fabułą. Starsza chyba
coś wyczuła:
- Mamo, dzisiaj ty mi czytasz.
- Mamo, dzisiaj ty mi czytasz.
Najpierw jest ulga. Uff, dzisiaj mi się udało. Ojcu znacznie
łatwiej przychodzi czytanie o parowozach. A ja nareszcie... no właśnie - fantazja
zaczyna galopować. Na jednej półce piętrzy się stosik z biblioteki. Na drugiej
całkiem sporo naszych własnych nowości. Jest w czym wybierać. Od czego zacząć?
Palce już świerzbią, wzrok błądzi po okładkach.
- To co dzisiaj czytamy? - pytam zgodnie z rytuałem.
- Chcę jakąś moją książkę.
- To wybieraj. Czego jeszcze nie czytaliśmy?
- Ale ja chcę jakąś MOJĄ książkę.
- Jak to? Przecież te są twoje.
- Chcę jakąś z MOICH
starych książek. - Podchodzi do półki i wyciąga "Piaskowego wilka". Nie
odmawiam, nie komentuję. Biorę i czytam. Nie wiem, który to już raz. A ona
wmawia mi, że nic nie pamięta, zupełnie nic. I chichra się pod nosem, słuchając
o medalach odwagi, o robieniu nic, o tacie zahipnotyzowanym przez czarne
litery, o nieskończoności kosmosu i wierzgających nogach. Śmieje się, wzdycha,
kopie i klaszcze. Tuli pluszowego lisa, który na ten czas zamienia się w żółtozłotego
świetlistego wilka. Jest w swoim świecie - to widać. Lubi tu wracać.
Gdy zasypia, gaszę światło i wychodząc z pokoju zerkam na
dwa stosiki nieprzeczytanych książek. Po co ta pogoń? Ciągłe szukanie czegoś
nowego, ciekawego, ładnego. Byle więcej. Zachłannie.
Wspominam moje dzieciństwo i moje książki. Nie miałam ich
tak dużo jak moje dzieci. Ciągle czytaliśmy te same bajki, wracaliśmy do tych
samych baśni, w nieskończoność powtarzaliśmy te same wiersze. I wcale mnie to
nie nudziło. Mogłam codziennie oglądać
te same ilustracje i za każdym razem dostrzegać w nich jakiś nowy szczegół. Już
nie pamiętam, czym urzekały, mam jedynie mgliste wspomnienie fantazji i marzeń,
które we mnie wywoływały. Ale mam te ilustracje wryte w pamięć, są ze mną do
dziś. Są częścią mojego dzieciństwa, a więc i częścią mnie.
Mam nadzieję, że moje dzieci również zapamiętają swoje
ulubione książki. Dlatego czasem zwalniam, odpuszczam pęd za nowościami i czytam
w nieskończoność te same historie. Niech mają swój bezpieczny, znany,
przewidywalny świat. Niech uzupełniają go własnymi wyobrażeniami i niech zachowują go w pamięci na jak najdłużej.
Ilustracja pochodzi z książki "Piaskowy wilk".
Ilustracja pochodzi z książki "Piaskowy wilk".
Nie pamiętam tego, jak ktoś mi czyta, pamiętam za to, jak po nocach chowam się z lampką pod kołdrę i pochłaniam książkę za książką ;)
OdpowiedzUsuńJa pamiętam, jak tato czytał nam książki, ale też bardzo utkwiły mi w pamięci bajki z rzutnika. Natomiast nigdy nie czytałam pod kołdrą. Nawet trochę mi żal, że nie musiałam ;)
UsuńAdaś też ma swoje ulubione książki. Nowości też lubi, jedne wracają po kilku dniach, inne idą w zapomnienie.
OdpowiedzUsuńU nas podobnie.
UsuńSama się również nad tym zastanawiałam...jak to jest,że ten mały człowiek potrafi słuchać 4 razy pod rząd tej samej historii i jest nadal zafascynowany. Wydaje mi się, że to rodzaj jego budowania poczucia bezpieczeństwa...hmm...a pogoń za nowościami - to chyba tylko potrzeba rodziców. Bo to nam się nudzi czytanie wkoło tego samego;)
OdpowiedzUsuńTak, ileż można czytać w kółko to samo?! To może być męczące. Jednak mój mąż, który często wraca do swoich ulubionych komiksów twierdzi, że dobrze rozumie dzieci. Że wielokrotne czytanie tej samej książki to jak wracanie w znane miejsce. Gdy znasz fabułę, możesz skupić się na innych szczegółach - opisach, ilustracjach, wątkach pobocznych.
UsuńJa też wolę książki z fabułą. Motoryzacja męczy na dłuższą metę, a poza tym dziecko wyczuwa, czy mamie się podoba, czy nie:)
OdpowiedzUsuńTo, że dziecko woli słuchać tej samej książki w kółko, to normalne. Frankliny, Mikołajki, Emile, Dzieci z Bullerbyn zaczytywane są nieustannie... I cały czas cieszą, śmieszą, pomagają.
Niestety mojemu synowi jest obojętne, czy mam jakąkolwiek przyjemność z czytania jego ulubionych książek :( Ale to dobrze - wie co lubi :)
UsuńPamiętam, jak tata czytał mi do snu, bez książki nie szło zasnąć, już się nie mogę doczekać, kiedy będę mogła mojej małej przekazać te bajki, które współcześnie powoli idą w zapomnienie, myślę, że to stanie się naszym codziennym rytuałem. :)
OdpowiedzUsuńO, u Ciebie też czytał tata. Przyjemnie jest wracać do swoich ulubionych książek z dzieciństwa. Ostatnio czytałam córce "Piwnooką", uwielbiałam tę bajkę i mam ją do dziś.
UsuńWłaśnie tak :) też już czasem nie mogę ciągle tego samego, ale dzieci to lubią. Mam wrażenie, że te wszystkie książki, zabawki, jak i cudeńka do pokoików wcale nie są dla dzieci - one tego nie potrzebują - to jest dla rodziców.
OdpowiedzUsuńSerio uważasz, że książki można traktować na równi z gadżetami i że dzieci ich nie potrzebują???
UsuńMasz rację. Jako dzieci często wracaliśmy do tych samych książek, za każdym razem zwracając uwagę na inny szczegół, jak gdyby to była całkiem inna opowieść. Niektóre z moich ulubionych książek mam do dzisiaj i czytam je Małej Zet.
OdpowiedzUsuńTeż mam książki ze swojego dzieciństwa, mam do nich duży sentyment. Żałuję, że nie wszystkie przetrwały do dziś. Kiedyś większość książek wydawało się w okładkach broszurowych i niestety nie wszystkie przetrwały intensywne użytkowanie przez gromadkę dzieci.
UsuńMnie nikt nie czytał, ale ja naprawdę duuużo czytam córce :) "Piaskowy wilk" akurat mi się nie spodobał. Moja córka z kolei raczej woli coraz to nowe książki :)))
OdpowiedzUsuńJak "Piaskowy wilk" może się nie podobać? Nie mogę tego pojąć, choć nie jesteś pierwszą osobą, od której słyszę (czytam) takie słowa. Moja córka też lubi nowości, bardzo dużo czytamy, ale co jakiś czas ma potrzebę wrócić do swoich ulubionych książek.
Usuńprawie jak u nas... tylko, że Janka pociągi nie mają wstępu do łóżka, a "Piaskowy wilk" szybko stał się również MOJĄ książką :)
OdpowiedzUsuńpiękne i cenne są takie powroty "pół życia później" - nie istotne, czy to po dwóch latach, jak u najmłodszych, czy po kilkunastu
bardzo bliskie są mi Twoje przemyślenia - zarówno w kwestii nieustannej pogoni za nowością (powoli odnajduję równowagę po zeszłorocznym "zachłyśnięciu się" możliwościami blogowych współprac z wydawnictwami), jak i ważnej, kształtującej jestestwo człowieka roli książek ulubionych
(czuję, że mogłaby do Ciebie trafić moja ostatnio polubiona - Wielkie małe książki <- mam nadzieję, że link potraktujesz jako zaproszenie, a nie nadużycie)
Dziękuję :) "Wielki małe książki" niedawno przeczytałam, książkę kupiłam po wspaniałym spotkaniu autorskim z profesorem Leszczyńskim. A jeśli chodzi o "Piaskowego wilka" to mam do niego szczególny sentyment z kilku powodów. I bardzo się cieszę, że Zośce tak bardzo przypadł do gustu i serca.
Usuń