Z każdego spaceru przynosi do domu mnóstwo fantastycznych rzeczy: szyszki, patyki, kamyczki, gwoździe, śrubki, sznurki… długo by można wymieniać, ale po co? To po prostu trzeba zobaczyć. Książka jest ciekawie zilustrowana – dzieci na pewno będą zachwycone wynajdywaniem coraz to nowych skarbów wśród Pieńkowych zdobyczy.
W domu nasz bohater opisuje każdą rzecz, a następnie wkłada do odpowiedniego pudełka, bo Pieniek jest porządny i wszystko ma posegregowane według różnych kategorii. Nie będę opowiadać o tym, co się stało, gdy w domu Pieńka skończyło się wolne miejsce. Każdy się pewnie domyśli – przecież tytuł mówi sam za siebie. Ale muzeum to nie koniec historii. Dla mnie najciekawsze jest to, co było później.
Polecam lekturę „Pieńka” wszystkim rodzicom, gdyż jest to zabawna historyjka o dziecięcym zbieractwie, o przywiązaniu do przedmiotów i o tym, jak sobie z nim poradzić, by nie zagracić domu. Można powiedzieć że jest to opowieść z przesłaniem ekologicznym, a nawet w duchu modnego ostatnio minimalizmu.
Dla dzieci wspaniałą zabawą jest oglądanie książki „Pieniek otwiera muzeum”; wyszukiwanie i opisywanie togo, co Pieniek przynosi do domu może pochłonąć nie tylko maluchy. Jak każdy picturebook, tak i ten, jest punktem wyjścia do różnych zabaw i interpretacji. Ja z moimi dziećmi bawiłam się świetnie, Młodszy miał pokazywać konkretne rzeczy (np. znajdź wszystkie szyszki, pokaż kółka, okulary, młotek), a ze Starszą ćwiczyłam kategoryzowanie (co można zawiązać, co można na siebie założyć, wskaż narzędzia, elementy żywej natury, elementy wyposażenia domu). Zainspirowani książką, bawiliśmy się również w segregowanie własnych zabawek według różnych właściwości, np. koloru, kształtu, przeznaczenia, materiału, z którego zabawka jest wykonana. Możliwości do zabawy jest naprawdę dużo.
Czerwone pojazdy Młodszego
Malutkie zwierzątka Starszej.
Do książki o Pieńku mam bardzo osobisty stosunek – dała mi do myślenia w sprawie mojego własnego zbieractwa i stosunku do rzeczy, które od lat wciąż i wciąż gromadzę. Chodzi o książki. Długo nie wiedziałam, jak poradzić sobie z poczuciem frustracji, że nie wszystkie piękne i ciekawe książki mam na własność, a te, które wypożyczałam z biblioteki, po jakimś czasie ulatują z pamięci. Aż w końcu trafiłam na Pieńka i jego genialną babcię, która podpowiedziała, że wszystkie skarby trzeba skatalogować, a następnie stworzyć album. Album, który pomaga pamiętać, i który można pokazać znajomym. Dla mnie idealną formą albumu zawierającego wspomnienia przeczytanych książek jest właśnie blog.
Pieniek otwiera muzeum
Witaj w blogosferze! Sama walczę ze zbieractwem, czasem tak ciężko coś tak po prostu wyrzucić, ale cenię też minimalizm w swoim otoczeniu - do czego sama dążę. Bardzo fajny pomysł na album z przeczytanymi książkami :) Powodzenia!
OdpowiedzUsuń