Zimna, deszczowa niedziela to idealny dzień na wylegiwanie
się w łóżku z dobrą książką w jednej ręce i aromatyczną kawą w drugiej. Można
pomarzyć, prawda? Bo jeśli macie dzieci, to dobrze wiecie, że zostając z nimi
cały dzień w domu nie tylko nic nie przeczytacie, nie tylko nie napijecie się
gorącej kawy, ale narazicie na nieodwracalne zmiany własny dobytek i zdrowie
psychiczne. O tym, że niespożyta dziecięca energia przeradza się w
niszczycielskie moce, wie każdy rodzic.
Dlatego w wolny dzień trzeba szukać atrakcji poza domem. Niech się towarzystwo wyszaleje – najlepiej na świeżym powietrzu, najlepiej za miastem. Nieczęsto udaje nam się pogodzić obydwa style spędzania wolnego czasu. Ostatnia niedziela należała do wyjątkowych – połączyliśmy spokojny odpoczynek przy kawie i książkach z wyjazdem za miasto i zajęciami dla dzieci. Jak tego dokonaliśmy? Otóż pojechaliśmy do Muzeum Powozów w Galowicach na Dzień Literatury dla Dzieci.
Dlatego w wolny dzień trzeba szukać atrakcji poza domem. Niech się towarzystwo wyszaleje – najlepiej na świeżym powietrzu, najlepiej za miastem. Nieczęsto udaje nam się pogodzić obydwa style spędzania wolnego czasu. Ostatnia niedziela należała do wyjątkowych – połączyliśmy spokojny odpoczynek przy kawie i książkach z wyjazdem za miasto i zajęciami dla dzieci. Jak tego dokonaliśmy? Otóż pojechaliśmy do Muzeum Powozów w Galowicach na Dzień Literatury dla Dzieci.
Przyznam, że gdy rano zobaczyłam na termometrze zaledwie 5
kresek powyżej zera, to trochę się przestraszyłam. W Galowicach byliśmy już nie
raz i z doświadczenia wiedziałam, że imprezy tam organizowane odbywają się
zazwyczaj na dziedzińcu lub w namiocie. Przy niespełna 10 stopniach w południe
i ciągłym deszczu nie byłby to najlepszy pomysł na spędzanie wolnego czasu. Zaryzykowaliśmy
jednak, bo wszystko jest lepsze, niż siedzenie w domu ze znudzonymi dziećmi. Na
szczęście na miejscu okazało się, że organizatorzy byli przygotowani na
kapryśną wiosenną pogodę. Główna część imprezy odbywała się w sali
restauracyjnej muzeum, a warsztaty, które zaplanowano poza murami starego
spichlerza, zorganizowano w ogrzewanym (!) namiocie. Żadna pogoda nie mogła
więc zepsuć zabawy miłośnikom literatury dziecięcej, którzy przyjechali tego
dnia do Galowic.
Na gości czekały liczne atrakcje – dzieci mogły wziąć udział
w spotkaniach autorskich z Agnieszką Wolny-Hamkało oraz Magdaleną Zarębską, w warsztatach
ilustratorskich z Pawłem Mildnerem (autorem książki „Ptakty”) oraz zabawie
muzycznej organizowanej przez Wydawnictwo Ovo. Jednocześnie przez cały czas
trwania Dnia Literatury odbywał się kiermasz książek dla dzieci. Mimo braku
jakichkolwiek rabatów cieszył się on całkiem dużym zainteresowaniem. Moją uwagę
zwróciło to, że na kiermaszu oferowano naprawdę dobrą literaturę dziecięcą. Było
w czym wybierać, ale niestety wiele tytułów dostępnych było tylko w jednym
egzemplarzu i nie każdemu udało się kupić książkę, którą upatrzył. My z Zosią
jak zwykle długo nie mogłyśmy się zdecydować, wszystkie książki kusiły nas
jednakowo, każdą musiałyśmy dotknąć i przejrzeć. Ostatecznie Zosia wybrała
sobie „Bullerbyn. Trzy opowiadania”. Ja natomiast wdałam się w miłą pogawędkę z
panią Magdaleną Zarębską i wróciłam do domu z jej książką „Jak Maciek Szpyrka z dziadkiem po Nikiszowcu
wędrowali”.
Po przyjemnym buszowaniu w książkach przyszedł czas na
warsztaty z Pawłem Mildnerem. Zajęcia przeznaczone były dla dzieci w wieku 7-10
lat i, jak już pisałam, odbywały się w namiocie na muzealnym dziedzińcu. Ani
ograniczenia wiekowe, ani umiejscowienie poza ciepłymi murami budynku nie
odstraszyło chętnych. Okazało się, że zainteresowanie warsztatami było tak
duże, że przerosło oczekiwania
organizatorów. Na szczęście dla każdego znalazło się miejsce i dzieciaki mogły
przystąpić do pracy. A praca była naprawdę poważna – młodzi twórcy mieli
zaprojektować plakat informujący o koncercie zespołu Dzikie Koty. Paweł Mildner
przeprowadził swoich uczniów przez cały proces tworzenia plakatu – od
zamówienia, przez etap koncepcyjny aż po ostateczny produkt.
Praca była o tyle
trudna, że wymagała użycia dość skąpych materiałów – twórcy mieli do dyspozycji
tylko biały i czarny papier oraz czarny tusz. Na szczęście ograniczenia
materiałowe wcale nie ograniczyły dziecięcej wyobraźni. Każdy plakat był inny.
Jedni skupiali się na typografii, wymyślając ciekawe kształty liter, inni na
obrazie, symbolach, skojarzeniach. Byli i tacy, którzy szli zupełnie własną
drogą, odchodząc od zadanego tematu i dając się ponieść własnej fantazji. Zosia
natomiast poczuła na własnej skórze, czym jest niemoc twórcza i utknięcie na
etapie pomysłu. (Po południu okazało się, że przyczyną niemocy jednak nie był
ani temat, ani forma, ale zapalenie zatok, które objawiło się ogromnym bólem
głowy). Mimo wszystko warsztaty uważam za bardzo ciekawe i rozwijające, na
pewno będziemy wracać do eksperymentowania z czernią i bielą przy okazji
naszych domowych zabaw plastycznych.
Przed powrotem do domu odwiedziliśmy jeszcze dwa wielkie
powozy (pocztowy i pogrzebowy), które stoją poza głównym budynkiem muzeum i
które zawsze fascynują moje dzieci oraz sprawdziliśmy stan ziół na rabatkach
muzealnego dziedzińca (już czekamy na organizowany tam w lipcu Dzień Ziół). Wypoczęci
i twórczo zainspirowani mogliśmy wracać do domu. Mimo zimna i
deszczu niedziela bardzo nam się udała.
Dzień Literatury dla Dzieci w Galowicach organizowany był po
raz pierwszy, ale mam nadzieję, że nie ostatni. Byłoby wspaniale, gdyby ta
impreza na stałe wpisała się w kalendarz wrocławskich wydarzeń kulturalnych
skierowanych do dzieci.
Świetna sprawa, szkoda, że nie było cieplej :)
OdpowiedzUsuńA pozostałe powozy w muzeum już widzieliście?
OdpowiedzUsuńOczywiście :) zwiedzaliśmy muzeum w tamtym roku, ale chętnie obejrzałabym wszystkie powozy i inne eksponaty jeszcze raz.
Usuń