czwartek, 10 września 2015

Oswoić nowe - "Mały Książę" w kinie



Niedawno byłyśmy ze Starszą w kinie na filmie Marka Osborne'a  "Mały Książę". Animacja zrobiła duże wrażenie zarówno na mnie, jak i na mojej córce. Oczywiście każda z nas inaczej oglądała ten film. Dla niej była to po prostu piękna bajka, chwilami wzruszająca, chwilami troszkę straszna, ciągle jednak ekscytująca. Słyszałam opinie, że niektóre dzieci nudzą się na "Małym Księciu", jest dla nich przydługi i niezrozumiały. W naszym przypadku nie było żadnej nudy. Bo ten film nie może być nudny dla dziecka, które angażuje się emocjonalnie w oglądaną historię.

Znajdziemy tu tematy, które są bliskie niejednemu dziecku: zmaganie z obowiązkami narzuconymi przez rodziców (w tym przypadku przez mamę), nowa szkoła, samotność i poszukiwanie przyjaźni. Młodsi widzowie na pewno nie będą obojętni na losy ukochanego pluszaka głównej bohaterki. Ciekawa jest nie tylko fabuła, ale też forma - bajka w bajce to interesujący chwyt na przedstawienie dwóch różnych historii, które się ze sobą splatają.


Na poziomie animacji komputerowej poznajemy historię dziewczynki, która niebawem ma zacząć naukę w jednej z najlepszych szkół w mieście. Dziewczynka i jej mama przeprowadzają się do nowego domu, a całe wakacje są podporządkowane właśnie przygotowaniom do pójścia do szkoły. Każdy dzień jest zaplanowany co do minuty, a czas wypełnia głównie nauka. Nie ma tu miejsca na zabawę ani przyjaciół. Wszystko się zmienia, gdy dziewczynka poznaje ekscentrycznego sąsiada. Starszy pan, zwany Pilotem, wprowadza ją w magiczny świat wyobraźni i uczuć. To właśnie jego opowieści przenoszą widzów do drugiego poziomu fabuły - opowieści o Małym Księciu. Ta warstwa, bardziej magiczna, tajemnicza, niezwykła, przedstawiona jest za pomocą animacji poklatkowej. Kukiełkowy, papierkowy (jak nazwała go Starsza) świat, oparty na oryginalnych rysunkach Antoine’a de Saint-Exupéry’ego, według mnie świetnie oddaje ducha książki. Dla dziecka historia o Małym Księciu będzie kolejną bajką, trochę bardziej niezwykłą. Dla starszych widzów animacja kukiełkowa będzie wyrazem symbolicznego wymiaru tej opowieści. Na mnie zrobiła ona naprawdę duże wrażenie.

Cieszę się, że film nie okazał się ekranizacją książki, bo te zazwyczaj nie są w stanie odzwierciedlić klimatu oryginału. "Małego Księcia" Marka Osborne'a odbieram jako grę z czytelnikami książki. Nie kopiuje wszystkich wątków oryginału, nie musi. Wystarczy, że niektóre z nich przenosi  w kontekst współczesnej korpo-rzeczywistości, by ukazać uniwersalność przesłania książki, do której nawiązuje.

Podsumowując, na poziomie opowieści o dziewczynce był to dla mnie całkiem ciekawy film o dziecięcym odnajdywaniu siebie, natomiast na poziomie opowieści o Małym Księciu - pięknie zrealizowaną, wzruszającą animacją. Obydwa wątki przeplatają się ze sobą, tworząc niezwykły flirt z książką, którą przecież wszyscy znamy. Starsza natomiast uznała film za bardzo ciekawy, chociaż chwilami straszny (wątek o szkole). A ponadto od czasu obejrzenia "Małego Księcia" zaczęła się jej wielka miłość do lisków. Ale to już temat na następny post. 


Zdjęcia pochodzą ze strony Paramount Pictures.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz