piątek, 4 marca 2016

Czy mniej znaczy więcej?



Tym razem padło na mnie. Czekałam na tę chwilę cztery dni. Cztery długie wieczory wypełnione ciekawostkami o lokomotywach. Młodszy nie odpuszcza, interesuje go tylko jedno. Mallard, Big Boy, 1825 rok, 200 km/h, Stephenson, tendrzak, Borsig - mam głowę pełną informacji, codziennie czytam "Wielką księgę pociągów", "Wielką księgę wielkich lokomotyw", "Głośny pociąg" i "Maltankę". Marzę już o książce z fabułą.  Starsza chyba coś wyczuła:    
- Mamo, dzisiaj ty mi czytasz. 

Najpierw jest ulga. Uff, dzisiaj mi się udało. Ojcu znacznie łatwiej przychodzi czytanie o parowozach. A ja nareszcie... no właśnie - fantazja zaczyna galopować. Na jednej półce piętrzy się stosik z biblioteki. Na drugiej całkiem sporo naszych własnych nowości. Jest w czym wybierać. Od czego zacząć? Palce już świerzbią, wzrok błądzi po okładkach.
- To co dzisiaj czytamy? - pytam zgodnie z rytuałem.
- Chcę jakąś moją książkę.
- To wybieraj. Czego jeszcze nie czytaliśmy?
- Ale ja chcę jakąś MOJĄ książkę.
- Jak to? Przecież te są twoje.
-  Chcę jakąś z MOICH starych książek. - Podchodzi do półki i wyciąga "Piaskowego wilka". Nie odmawiam, nie komentuję. Biorę i czytam. Nie wiem, który to już raz. A ona wmawia mi, że nic nie pamięta, zupełnie nic. I chichra się pod nosem, słuchając o medalach odwagi, o robieniu nic, o tacie zahipnotyzowanym przez czarne litery, o nieskończoności kosmosu i wierzgających nogach. Śmieje się, wzdycha, kopie i klaszcze. Tuli pluszowego lisa, który na ten czas zamienia się w żółtozłotego świetlistego wilka. Jest w swoim świecie - to widać. Lubi tu wracać.

Gdy zasypia, gaszę światło i wychodząc z pokoju zerkam na dwa stosiki nieprzeczytanych książek. Po co ta pogoń? Ciągłe szukanie czegoś nowego, ciekawego, ładnego. Byle więcej. Zachłannie.  

Wspominam moje dzieciństwo i moje książki. Nie miałam ich tak dużo jak moje dzieci. Ciągle czytaliśmy te same bajki, wracaliśmy do tych samych baśni, w nieskończoność powtarzaliśmy te same wiersze. I wcale mnie to nie nudziło.  Mogłam codziennie oglądać te same ilustracje i za każdym razem dostrzegać w nich jakiś nowy szczegół. Już nie pamiętam, czym urzekały, mam jedynie mgliste wspomnienie fantazji i marzeń, które we mnie wywoływały. Ale mam te ilustracje wryte w pamięć, są ze mną do dziś. Są częścią mojego dzieciństwa, a więc i częścią mnie.

Mam nadzieję, że moje dzieci również zapamiętają swoje ulubione książki. Dlatego czasem zwalniam, odpuszczam pęd za nowościami i czytam w nieskończoność te same historie. Niech mają swój bezpieczny, znany, przewidywalny świat. Niech uzupełniają go własnymi wyobrażeniami i niech  zachowują go w pamięci na jak najdłużej.  
  
Ilustracja pochodzi z książki "Piaskowy wilk". 

18 komentarzy:

  1. Nie pamiętam tego, jak ktoś mi czyta, pamiętam za to, jak po nocach chowam się z lampką pod kołdrę i pochłaniam książkę za książką ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pamiętam, jak tato czytał nam książki, ale też bardzo utkwiły mi w pamięci bajki z rzutnika. Natomiast nigdy nie czytałam pod kołdrą. Nawet trochę mi żal, że nie musiałam ;)

      Usuń
  2. Adaś też ma swoje ulubione książki. Nowości też lubi, jedne wracają po kilku dniach, inne idą w zapomnienie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama się również nad tym zastanawiałam...jak to jest,że ten mały człowiek potrafi słuchać 4 razy pod rząd tej samej historii i jest nadal zafascynowany. Wydaje mi się, że to rodzaj jego budowania poczucia bezpieczeństwa...hmm...a pogoń za nowościami - to chyba tylko potrzeba rodziców. Bo to nam się nudzi czytanie wkoło tego samego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ileż można czytać w kółko to samo?! To może być męczące. Jednak mój mąż, który często wraca do swoich ulubionych komiksów twierdzi, że dobrze rozumie dzieci. Że wielokrotne czytanie tej samej książki to jak wracanie w znane miejsce. Gdy znasz fabułę, możesz skupić się na innych szczegółach - opisach, ilustracjach, wątkach pobocznych.

      Usuń
  4. Ja też wolę książki z fabułą. Motoryzacja męczy na dłuższą metę, a poza tym dziecko wyczuwa, czy mamie się podoba, czy nie:)
    To, że dziecko woli słuchać tej samej książki w kółko, to normalne. Frankliny, Mikołajki, Emile, Dzieci z Bullerbyn zaczytywane są nieustannie... I cały czas cieszą, śmieszą, pomagają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety mojemu synowi jest obojętne, czy mam jakąkolwiek przyjemność z czytania jego ulubionych książek :( Ale to dobrze - wie co lubi :)

      Usuń
  5. Pamiętam, jak tata czytał mi do snu, bez książki nie szło zasnąć, już się nie mogę doczekać, kiedy będę mogła mojej małej przekazać te bajki, które współcześnie powoli idą w zapomnienie, myślę, że to stanie się naszym codziennym rytuałem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, u Ciebie też czytał tata. Przyjemnie jest wracać do swoich ulubionych książek z dzieciństwa. Ostatnio czytałam córce "Piwnooką", uwielbiałam tę bajkę i mam ją do dziś.

      Usuń
  6. Właśnie tak :) też już czasem nie mogę ciągle tego samego, ale dzieci to lubią. Mam wrażenie, że te wszystkie książki, zabawki, jak i cudeńka do pokoików wcale nie są dla dzieci - one tego nie potrzebują - to jest dla rodziców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio uważasz, że książki można traktować na równi z gadżetami i że dzieci ich nie potrzebują???

      Usuń
  7. Masz rację. Jako dzieci często wracaliśmy do tych samych książek, za każdym razem zwracając uwagę na inny szczegół, jak gdyby to była całkiem inna opowieść. Niektóre z moich ulubionych książek mam do dzisiaj i czytam je Małej Zet.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam książki ze swojego dzieciństwa, mam do nich duży sentyment. Żałuję, że nie wszystkie przetrwały do dziś. Kiedyś większość książek wydawało się w okładkach broszurowych i niestety nie wszystkie przetrwały intensywne użytkowanie przez gromadkę dzieci.

      Usuń
  8. Mnie nikt nie czytał, ale ja naprawdę duuużo czytam córce :) "Piaskowy wilk" akurat mi się nie spodobał. Moja córka z kolei raczej woli coraz to nowe książki :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak "Piaskowy wilk" może się nie podobać? Nie mogę tego pojąć, choć nie jesteś pierwszą osobą, od której słyszę (czytam) takie słowa. Moja córka też lubi nowości, bardzo dużo czytamy, ale co jakiś czas ma potrzebę wrócić do swoich ulubionych książek.

      Usuń
  9. prawie jak u nas... tylko, że Janka pociągi nie mają wstępu do łóżka, a "Piaskowy wilk" szybko stał się również MOJĄ książką :)
    piękne i cenne są takie powroty "pół życia później" - nie istotne, czy to po dwóch latach, jak u najmłodszych, czy po kilkunastu
    bardzo bliskie są mi Twoje przemyślenia - zarówno w kwestii nieustannej pogoni za nowością (powoli odnajduję równowagę po zeszłorocznym "zachłyśnięciu się" możliwościami blogowych współprac z wydawnictwami), jak i ważnej, kształtującej jestestwo człowieka roli książek ulubionych
    (czuję, że mogłaby do Ciebie trafić moja ostatnio polubiona - Wielkie małe książki <- mam nadzieję, że link potraktujesz jako zaproszenie, a nie nadużycie)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) "Wielki małe książki" niedawno przeczytałam, książkę kupiłam po wspaniałym spotkaniu autorskim z profesorem Leszczyńskim. A jeśli chodzi o "Piaskowego wilka" to mam do niego szczególny sentyment z kilku powodów. I bardzo się cieszę, że Zośce tak bardzo przypadł do gustu i serca.

      Usuń