piątek, 16 października 2015

Figlarne, złośliwe, tajemnicze - "Domowe duchy"



Porozrzucanie skarpetki, pogubione kapcie, okruchy jedzenia, nitki, piórka i koraliki powtykane w różnych miejscach, do tego słynny śmieg (zob. TU), którego po prostu nie da się wysprzątać do końca - do niedawna za to wszystko obwiniałam głównie Starszą. Na Młodszego zrzucałam winę za przypalone mleko, kipiącą zupę, plamy na książkach (i w ogóle plamy wszędzie), poniszczone cienie do powiek. Naiwnie i zupełnie niesprawiedliwie myślałam, że mam w domu małych bałaganiarzy, którzy w dodatku swoją niefrasobliwością także mnie odciągają od pilnowania domowego ładu. Niedawno przekonałam się jednak, jak bardzo się myliłam. Okazuje się, że wszystko z nami w porządku, to tylko DOMOWE DUCHY zamieszkały na Poddaszu.

Książka Dubravki Ugrešić "Domowe duchy" dała mi wiedzę na temat stworzeń mogących zamieszkiwać nasze mieszkania. Teraz już wiem, że na Poddaszu zadomowił się Huncwot, złodziejaszek i bałaganiarz; wiem, że za wszystkie papierowe skrawki i wycinki odpowiedzialny jest Perforaczek; nie obwiniam Młodszego za przeszkadzanie, a siebie za roztargnienie, gdy coś kipi albo upada, bo wiem, że to sprawka Gliglusiów. Mama zawsze mi powtarzała: gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy, ja myślę, że cieszą się raczej Paskudy, bo to one robią nam złośliwe psikusy. Nareszcie rozwiązałam też zagadkę znikających kabanosów i batoników (nawet tych pochowanych do tajemnych skrytek) oraz podejrzanie szybko kończącej się Nutelli - w moim mieszkaniu po prostu rozgościły się Pasibrzuchy. Za drobne awarie (zawsze nie w porę) odpowiedzialni są: Trybik, Szurszur i Tiktak.  


Nie podejrzewałam, że domowych duchów może być tak wiele. W książce przeczytacie też o Jojśpiku, Cuchu, Bamboszu, Zmiotku i wielu, wielu innych stworzonkach. Na pewno niejedna rodzina miała z nimi do czynienia, niektóre z nich są naprawdę uciążliwe, inne raczej niegroźne. Uważajcie, bo niektóre mogą wystraszyć Wasze dzieci. Od kiedy Starsza dowiedziała się o Palcożerku, co noc śpi w czerwonych skarpetkach. O Podmuchu i Indianinie zza Fotela nawet jej nie czytałam, bo o spaniu w ogóle nie byłoby mowy. Nawet czerwone skarpetki by nie pomogły. 


Warstwa tekstowa książki jest całkiem ciekawa i zabawna, przybliża nam postaci domowych duchów, które współcześnie można spotkać w mieszkaniach, a które autorka opisała na podstawie obserwacji życia mieszkańców swojej kamienicy. Z dość prostym tekstem niesamowicie korespondują ilustracje Iwony Chmielewskiej. Jak sama Chmielewska pisze w posłowiu, książkę tę można oglądać na różne sposoby. Ilustracje dopełniają tekst, prowadząc osobną, lecz powiązaną z nim narrację. Można odczytać je w najprostszy sposób, nie wgłębiając się w szczegóły. Można także pobawić się w odnajdywanie pierwowzorów sąsiadów z kamienicy w malarstwie Vermeera, van Eycka, Cranacha, Metsysa, Holbeina, Dürera i Boscha. Można tropić ślady jugosłowiańskie: marki samochodów (Yugo, Zastawa), opakowania, sprzęty z ubiegłego wieku [...].  



Jak widać ilustratorka stawia przed nami nie lada zadanie, szukanie kontekstów i powiązań nie zawsze jest łatwe, za to ich odnalezienie daje dużą satysfakcję. Dzieci wprawdzie nie rozumieją zawartych w obrazach Chmielewskiej kodów kultury, ale dużą radość sprawia im dostrzeganie np. kształtu twarzy w przedmiotach codziennego użytku. Ja sama nie od razu to zauważałam, dopiero Starsza pokazała mi ten niezwykły układ zwykłych przedmiotów. Szybko zwróciła też uwagę na podobieństwo ilustracji do jej ukochanej książki "Oczy".  


Gorąco polecam Wam "Domowe duchy". Warto wiedzieć, co czai się w zakamarkach naszych mieszkań, warto też sprawdzić, co kryje się w niezwykłych ilustracjach Iwony Chmielewskiej.



Domowe duchy
Tekst: Dubravka Ugrešić
Ilustracje: Iwona Chmielewska
Wydawnictwo Znak


Wpis powstał w ramach projektu Przygody z książką


15 komentarzy:

  1. bardzo ciekawa propozycja - trzeba będzie jej poszukać
    w końcu u nas też te duchy mieszkają :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne są ilustracje Iwony Chmielewskiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiamy Chmielewską. Mamy też "Oczy" i "Cztery zwykłe miski", można się wpatrywać bez końca.

      Usuń
  3. Haha, u nas póki co bałagan w pokoju syna robią jego raczki...jeszcze się "poniekąd" przyznaje;)
    (Bałaganu nie robi on, tylko rączki same właśnie i zawsze jest tym faktem bardzo przejęty ;) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może tymi rączkami kieruje jakiś duszek?

      Usuń
    2. Chyba właśnie tak to jest...musimy książkę nabyć, przeczytać i syn zweryfikuje;)

      Usuń
  4. wygląda na wizualny majstersztyk. Chmielewska czaruje!
    Fajne imiona mają te duchy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nam się podobały imiona. Starsza w ogóle ostatnio wkręciła się w wymyślanie imion, wczoraj ponazywała (i sama podpisała) zwierzęta w kolorowance: Atillo, Tłan, Fifena, Tha, Łanakr, Titek, Łatra, Knek Łaj, Miteka, Nitana, Kok Tar, Barkan.

      Usuń
  5. Oj, w takim razie i w moim mieszkaniu grasują te duchy, wszak mąż za każdym razem wywija się, że to nie on zrobił bałagan... a że nie może jeszcze zwalić winy na synka, który mieszka jeszcze w moim brzuchu, więc ma problem. :P

    OdpowiedzUsuń
  6. "Bałagan którego nie da się posprzątać" - to chyba w naszym domu się dzieje :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Teraz już wiem skąd ten bałagan nie do ogarnięcia. Gdy ja sprzątam jedno, duchy bałaganią w innym miejscu! Chmielewską uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Widzę, że bałaganiące duchy są najpopularniejsze :) Dobrze, że nie macie Stukpuków, one potrafią doprowadzić człowieka do rozpaczy. Zresztą, Ten Co Skrzypi Drzwiami też jest męczący.

    OdpowiedzUsuń
  9. o, myślałam, że trzymam rękę na pulsie z Chmielewską, a tu taka niespodzianka :) nie znałam, poznam, kupię i będę miała bałagan z głowy ;) dzięki

    OdpowiedzUsuń
  10. U nas dla odmiany grasuje od wielu wielu lat duch zjadający skarpetki. Lubuje się niestety tylko w pojedynczych sztukach ale nie tknie żadnej, która nie ma już pary. Może dwa razy nie jada tego samego? Podejrzewam, że zamieszkał gdzieś w okolicach pralki bo permanentnie wkładam do niej skarpetki sparowane a wyciągam pojedyncze, zdekompletowane sztuki. Podłość!
    A Chmielewską kochamy. Szczerze mówiąc myślałam kiedyś, że to jedna z tych autorek/ ilustratorek, którą kochają rodzice a dzieci w ogóle nie rozumieją. Ale o dziwo mój 3-latek też ją uwielbia, choć pewnie za co innego niż ja :)

    OdpowiedzUsuń