środa, 24 lutego 2016

"Moja mama gorylica"



- Mamo, dlaczego zabrałaś moją książkę?
- Bo będę pisać recenzję.
- A co to recenzja?
- To taki opis książki, żeby inni wiedzieli, czy warto ją przeczytać, czy nie.
- To napisz, że Gorylicę koniecznie trzeba przeczytać.




O tym, że rekomendacja Zośki to dobra rekomendacja, wiadomo nie od dziś. Nie od dziś też wiadomo, że pierwszy akapit książki może nas albo zniechęcić do lektury, albo od razu i bez reszty wciągnąć w wyimaginowany świat. "Moja mama gorylica" zaczyna się tak:
Kiedy miałam dziewięć lat, zostałam zaadoptowana przez gorylicę. Wcale się o to nie prosiłam, po prostu tak wyszło. A było to pewnego dnia we wrześniu.
Krótko, konkretnie i emocjonalnie. Czy po takim wstępie można obojętnie odłożyć książkę?


Bohaterką opowieści jest Jonna, dziewczynka z domu dziecka Czysty Kąt, prowadzonego przez surową i kochającą porządek Gerd. W placówce wychowuje się 51 dzieci, a każde z nich marzy o prawdziwej rodzinie. 
Za każdym razem, gdy pod dom zajeżdżał samochód, od razu oblepiały go wszystkie dzieci. Przepychały się i torowały sobie drogę łokciami, byle tylko pierwszym dobiec do samochodu, pokazać się gościom i może wreszcie się stąd wynieść. Tak bardzo tęskniliśmy!
Pewnego dnia jest inaczej. Dzieci nie cieszą się na widok przybysza, chcącego adoptować jedno z nich.  Wręcz przeciwnie - wszystkie uciekają. Kto zresztą nie uciekałby na widok wielkiej, grubej i owłosionej gorylicy? Gorylicy w rozciągniętych pantalonach i jeżdżącej rozklekotanym autem. Nie o takiej mamie marzą dzieci z domu dziecka. Tylko Jonna podczas ucieczki zatrzymuje się, by obejrzeć się na przybysza. Ich spojrzenia się spotykają i od tego momentu zaczyna się wspólna przygoda dziewczynki i gorylicy.


Nie, to nie była miłość od pierwszego spojrzenia. Nie, nie było nawet nici porozumienia. Gorylica wybrała Jonnę, a Gerd nie robiła problemów. W świecie rządzonym przez dorosłych adopcja sprowadza się przecież do bezdusznych formalności. Kto by się przejmował uczuciami dziecka! Tymczasem dziewczynka jest przerażona, nieufna, zdystansowana. Nowa matka, jej wygląd, samochód, dom wzbudzają w Jonnie odrazę i wywołują wstyd przed innymi ludźmi. Dziewczynka marzy tylko o ucieczce. Jednak do czasu. Po bliższym poznaniu gorylica okazuje się istotą ciepłą, wrażliwą i na swój niezdarny sposób troskliwą. Niestety, gdy Jonna zaczyna lubić nową matkę, gdy zaczyna łączyć je wyjątkowa relacja, dziewczynka zostaje odebrana gorylicy. Znowu działa bezduszny mechanizm opieki społecznej i znowu nikt nie liczy się z uczuciami dziecka. Aby gorylica i dziewczynka znowu mogły zamieszkać razem muszą pokonać wiele przeciwności oraz wykazać się niemałym sprytem .


"Moja mama gorylica" to wciągająca książka. Wartka fabuła, liczne zwroty akcji, intrygi i zagadki sprawiają, że lektura ciągle trzyma w napięciu i ciężko się od niej oderwać. Duża dawka humoru gwarantuje dobrą zabawę podczas czytania. Pierwszoosobowa narracja pełna jest emocji Jonny, dzięki czemu mały czytelnik/słuchacz przeżywa razem z nią wszystkie smutki, rozczarowania, obawy i radości. Dodajmy do tego wyraziste postaci, dobrze zarysowane, ale nie czarno-białe, postaci, których zachowanie nie poddaje się jednoznacznej ocenie moralnej, a będziemy mieć obraz książki nie tylko interesującej, ale też intrygującej.

"Moja mama gorylica" zostaje w pamięci. Czyta się ją przyjemnie, a przesłanie wydaje się proste - nie wszystko jest takie, jak nam się wydaje. Trzeba poznać, by móc oceniać. Jest to więc opowieść o akceptacji innego. Ale czy tylko? Wydaje mi się, że nie. Dla mnie to też opowieść o marzeniach, o szukaniu swojego miejsca na świecie, o miłości (także do książek - uwielbiam ten wątek!) polegającej na zaufaniu i trosce, a nie spełnianiu społecznych oczekiwań. 


Jeśli chcecie zaproponować dziecku książkę, która zafunduje mu dużą dawkę emocji, a przy okazji będzie pretekstem do rozmów o samotności, akceptacji i miłości, to z czystym sumieniem polecam "Moją mamę gorylicę". A że Zośka również poleca, to już wiecie.


Moja mama gorylica
Tekst: Frida Nilsson
Ilustracje: Lotta Geffenblad
Tłumaczenie: Agnieszka Stróżyk
Wydawnictwo Zakamarki 

Wpis powstał w ramach 4 edycji Przygód z książką

29 komentarzy:

  1. skoro Zosia poleca - przeczytać trzeba!
    (no dobrze, Twoja recenzja też dość przekonująca...)
    może tylko poczekam aż J. dorośnie do takich tematów, ale to już niedługo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Zośkę książka wciągnęła od pierwszych zdań. Ale pierwsza reakcja była inna - nie pozwalała kupić Gorylicy, bo ilustracja na okładce wydawała jej się odrażająca.

      Usuń
  2. Nam też ta książka bardzo się podobała. Też przykuła już pierwszym zdaniem i nie odpuściła aż do końca ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jedna z tych książek, które się czyta jednym tchem. Co dla rodzica czytającego na głos bywa dość męczące :)

      Usuń
  3. Bardzo lubię takie wpisy, na temat książek bo uwielbiam czytać książki swoim dzieciom

    OdpowiedzUsuń
  4. kilka razy się nad tą książką zastanawiałam i nigdy w końcu nie kupiłam. Muszę to przemyśleć jeszcze:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm...zaciekawiłaś mnie...już trochę nas temat tej książki słyszałam i chyba ją wpiszę na listę "na zaś";)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmm... Ciekawa jestem jak moja 7 latka odebrała by tą książkę... Historia sama w sobie ciekawa ale też dość trudna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem dla siedmiolatki w sam raz. Moja córka skończy 7 lat za kilka miesięcy, nie wszystko rozumiała, to fakt, ale wystarczą drobne tłumaczenia i dopowiedzenia by zrozumieć pewne niuanse.

      Usuń
  7. Hmmm... Ciekawa jestem jak moja 7 latka odebrała by tą książkę... Historia sama w sobie ciekawa ale też dość trudna...

    OdpowiedzUsuń
  8. Takie słowa dziecka i fakt, że samo sięga po książkę to najlepsza recenzja!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dodatku po przeczytaniu ostatniego zdania książki z ust młodej padło znamienne pytanie: To, co - czytamy od początku?

      Usuń
  9. Bardzo ciekawy wpis, na pewno rozejrzymy się za tą książką

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapowiada się świetnie. Najchętniej przeczytałabym już, no ale młody jeszcze za młody😊

    OdpowiedzUsuń
  11. Skoro Zosia rekomenduje to przeczytam swemu chrześniakowi ! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie znałam tej książki. Już się za nią rozglądam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. cudowna jest :) kurcze.. gdyby nie blogi, to bym pojęcia o takich perełkach nie miała, dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Jestem zaintrygowana. Nie zafascynowana na razie i nie zachwycona. Tylko zaintrygowana, ale to wystarczy, żeby sięgnąć po tę książkę i wyrobić sobie własną opinię ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, nie da się zachwycać czymś, czego się jeszcze nie przeczytało. Moim zdaniem zresztą ta książka nie jest z gatunku tych do zachwycania, pod przygodową formą kryją się trudne tematy.

      Usuń
  15. Uwielbiam książki, które niosą w sobie przesłania i inspirują do rozmów z dziećmi na ważne tematy. :) Ta książka niewątpliwie do takich należy, dlatego bardzo chętnie się z nią zapoznamy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dodatku fabuła jest atrakcyjna dla dzieci, nie przytłacza

      Usuń
  16. Bardzo fajnie ujęty temat... Podoba mi sie strasznie... Wpis na listę... 😉

    OdpowiedzUsuń
  17. Od pewnego czasu biję się z myślami, czy już jest u nas czas na Gorylicę. Problem jest złożony, bo Precel już pewnie jest na nią gotowy, ale Kluska niekoniecznie. Ale będzie na pewno czytana. A to pierwsze zdanie jest z gatunku tych, które wciągają na maksa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie jest o tyle łatwo (albo i trudno), że różnica wieku wymusza zupełnie inne lektury.

      Usuń
  18. Dla 3 latka trochę za wcześnie na taką książkę, ale ja bym ją chętnie przeczytała ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Niesamowita książka z tego, co piszesz. Gdzieś kiedyś mignęła mi okładka, ale jakoś po nią nie sięgnęłam - zaintrygowałaś mnie ;-)

    OdpowiedzUsuń