- Mamo, dlaczego zabrałaś moją książkę?
- Bo będę pisać recenzję.
- A co to recenzja?
- To taki opis książki, żeby inni wiedzieli, czy warto ją przeczytać, czy nie.
- To napisz, że Gorylicę koniecznie trzeba przeczytać.
O tym, że rekomendacja Zośki to dobra rekomendacja, wiadomo
nie od dziś. Nie od dziś też wiadomo, że pierwszy akapit książki może nas
albo zniechęcić do lektury, albo od razu i bez reszty wciągnąć w wyimaginowany
świat. "Moja mama gorylica" zaczyna się tak:
Kiedy miałam
dziewięć lat, zostałam zaadoptowana przez gorylicę. Wcale się o to nie
prosiłam, po prostu tak wyszło. A było to pewnego dnia we wrześniu.
Krótko, konkretnie i emocjonalnie. Czy po takim wstępie
można obojętnie odłożyć książkę?
Bohaterką opowieści jest Jonna, dziewczynka z domu dziecka
Czysty Kąt, prowadzonego przez surową i kochającą porządek Gerd. W placówce
wychowuje się 51 dzieci, a każde z nich marzy o prawdziwej rodzinie.
Za każdym razem,
gdy pod dom zajeżdżał samochód, od razu oblepiały go wszystkie dzieci. Przepychały
się i torowały sobie drogę łokciami, byle tylko pierwszym dobiec do samochodu,
pokazać się gościom i może wreszcie się stąd wynieść. Tak bardzo tęskniliśmy!
Pewnego dnia jest inaczej. Dzieci nie cieszą się na widok
przybysza, chcącego adoptować jedno z nich.
Wręcz przeciwnie - wszystkie uciekają. Kto zresztą nie uciekałby na
widok wielkiej, grubej i owłosionej gorylicy? Gorylicy w rozciągniętych
pantalonach i jeżdżącej rozklekotanym autem. Nie o takiej mamie marzą dzieci z
domu dziecka. Tylko Jonna podczas ucieczki zatrzymuje się, by obejrzeć się na
przybysza. Ich spojrzenia się spotykają i od tego momentu zaczyna się wspólna
przygoda dziewczynki i gorylicy.
Nie, to nie była miłość od pierwszego spojrzenia. Nie, nie
było nawet nici porozumienia. Gorylica wybrała Jonnę, a Gerd nie robiła
problemów. W świecie rządzonym przez dorosłych adopcja sprowadza się przecież
do bezdusznych formalności. Kto by się przejmował uczuciami dziecka! Tymczasem
dziewczynka jest przerażona, nieufna, zdystansowana. Nowa matka, jej wygląd,
samochód, dom wzbudzają w Jonnie odrazę i wywołują wstyd przed innymi ludźmi. Dziewczynka
marzy tylko o ucieczce. Jednak do czasu. Po bliższym poznaniu gorylica okazuje
się istotą ciepłą, wrażliwą i na swój niezdarny sposób troskliwą. Niestety, gdy
Jonna zaczyna lubić nową matkę, gdy zaczyna łączyć je wyjątkowa relacja, dziewczynka
zostaje odebrana gorylicy. Znowu działa bezduszny mechanizm opieki społecznej i
znowu nikt nie liczy się z uczuciami dziecka. Aby gorylica i dziewczynka znowu
mogły zamieszkać razem muszą pokonać wiele przeciwności oraz wykazać się niemałym
sprytem .
"Moja mama gorylica" to wciągająca książka. Wartka
fabuła, liczne zwroty akcji, intrygi i zagadki sprawiają, że lektura ciągle
trzyma w napięciu i ciężko się od niej oderwać. Duża dawka humoru gwarantuje dobrą
zabawę podczas czytania. Pierwszoosobowa narracja pełna jest emocji Jonny,
dzięki czemu mały czytelnik/słuchacz przeżywa razem z nią wszystkie smutki,
rozczarowania, obawy i radości. Dodajmy do tego wyraziste postaci, dobrze
zarysowane, ale nie czarno-białe, postaci, których zachowanie nie poddaje się
jednoznacznej ocenie moralnej, a będziemy mieć obraz książki nie tylko
interesującej, ale też intrygującej.
"Moja mama gorylica" zostaje w pamięci. Czyta się
ją przyjemnie, a przesłanie wydaje się proste - nie wszystko jest takie, jak
nam się wydaje. Trzeba poznać, by móc oceniać. Jest to więc opowieść o
akceptacji innego. Ale czy tylko? Wydaje mi się, że nie. Dla mnie to też
opowieść o marzeniach, o szukaniu swojego miejsca na świecie, o miłości (także
do książek - uwielbiam ten wątek!) polegającej na zaufaniu i trosce, a nie
spełnianiu społecznych oczekiwań.
Jeśli chcecie zaproponować dziecku książkę, która zafunduje
mu dużą dawkę emocji, a przy okazji będzie pretekstem do rozmów o samotności,
akceptacji i miłości, to z czystym sumieniem polecam "Moją mamę
gorylicę". A że Zośka również poleca, to już wiecie.
Moja mama gorylica
Tekst:
Frida Nilsson
Ilustracje:
Lotta Geffenblad
Tłumaczenie: Agnieszka Stróżyk
Wydawnictwo Zakamarki
Wpis powstał w ramach 4 edycji Przygód z książką.
skoro Zosia poleca - przeczytać trzeba!
OdpowiedzUsuń(no dobrze, Twoja recenzja też dość przekonująca...)
może tylko poczekam aż J. dorośnie do takich tematów, ale to już niedługo :)
Tak, Zośkę książka wciągnęła od pierwszych zdań. Ale pierwsza reakcja była inna - nie pozwalała kupić Gorylicy, bo ilustracja na okładce wydawała jej się odrażająca.
UsuńNam też ta książka bardzo się podobała. Też przykuła już pierwszym zdaniem i nie odpuściła aż do końca ;-)
OdpowiedzUsuńTo jedna z tych książek, które się czyta jednym tchem. Co dla rodzica czytającego na głos bywa dość męczące :)
UsuńBardzo lubię takie wpisy, na temat książek bo uwielbiam czytać książki swoim dzieciom
OdpowiedzUsuńZapraszam częściej :)
Usuńkilka razy się nad tą książką zastanawiałam i nigdy w końcu nie kupiłam. Muszę to przemyśleć jeszcze:)
OdpowiedzUsuńHmm...zaciekawiłaś mnie...już trochę nas temat tej książki słyszałam i chyba ją wpiszę na listę "na zaś";)
OdpowiedzUsuńHmmm... Ciekawa jestem jak moja 7 latka odebrała by tą książkę... Historia sama w sobie ciekawa ale też dość trudna...
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem dla siedmiolatki w sam raz. Moja córka skończy 7 lat za kilka miesięcy, nie wszystko rozumiała, to fakt, ale wystarczą drobne tłumaczenia i dopowiedzenia by zrozumieć pewne niuanse.
UsuńHmmm... Ciekawa jestem jak moja 7 latka odebrała by tą książkę... Historia sama w sobie ciekawa ale też dość trudna...
OdpowiedzUsuńTakie słowa dziecka i fakt, że samo sięga po książkę to najlepsza recenzja!!!
OdpowiedzUsuńW dodatku po przeczytaniu ostatniego zdania książki z ust młodej padło znamienne pytanie: To, co - czytamy od początku?
UsuńBardzo ciekawy wpis, na pewno rozejrzymy się za tą książką
OdpowiedzUsuńZapowiada się świetnie. Najchętniej przeczytałabym już, no ale młody jeszcze za młody😊
OdpowiedzUsuńSkoro Zosia rekomenduje to przeczytam swemu chrześniakowi ! :)
OdpowiedzUsuńNie znałam tej książki. Już się za nią rozglądam :)
OdpowiedzUsuńcudowna jest :) kurcze.. gdyby nie blogi, to bym pojęcia o takich perełkach nie miała, dziękuję :)
OdpowiedzUsuńJestem zaintrygowana. Nie zafascynowana na razie i nie zachwycona. Tylko zaintrygowana, ale to wystarczy, żeby sięgnąć po tę książkę i wyrobić sobie własną opinię ;)
OdpowiedzUsuńJasne, nie da się zachwycać czymś, czego się jeszcze nie przeczytało. Moim zdaniem zresztą ta książka nie jest z gatunku tych do zachwycania, pod przygodową formą kryją się trudne tematy.
UsuńCiekawe...:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki, które niosą w sobie przesłania i inspirują do rozmów z dziećmi na ważne tematy. :) Ta książka niewątpliwie do takich należy, dlatego bardzo chętnie się z nią zapoznamy. :)
OdpowiedzUsuńW dodatku fabuła jest atrakcyjna dla dzieci, nie przytłacza
UsuńBardzo fajnie ujęty temat... Podoba mi sie strasznie... Wpis na listę... 😉
OdpowiedzUsuń:)
UsuńOd pewnego czasu biję się z myślami, czy już jest u nas czas na Gorylicę. Problem jest złożony, bo Precel już pewnie jest na nią gotowy, ale Kluska niekoniecznie. Ale będzie na pewno czytana. A to pierwsze zdanie jest z gatunku tych, które wciągają na maksa.
OdpowiedzUsuńU mnie jest o tyle łatwo (albo i trudno), że różnica wieku wymusza zupełnie inne lektury.
UsuńDla 3 latka trochę za wcześnie na taką książkę, ale ja bym ją chętnie przeczytała ;)
OdpowiedzUsuńNiesamowita książka z tego, co piszesz. Gdzieś kiedyś mignęła mi okładka, ale jakoś po nią nie sięgnęłam - zaintrygowałaś mnie ;-)
OdpowiedzUsuń